Szukaj na tym blogu

Obserwatorzy

środa, 27 lutego 2013

pomidorki, pory, seler... 2013

Posiałam pomidorki, pory, seler, miętę, bazylię i arbuzy :)

Fajnie móc się pogrzebać w ziemi :)))

Jutro kolej na kwiaty :)))

U nas jeszcze tyle śniegu.... dziś tak pięknie świeciło słonko, że od razu czuć wiosnę! Już nie długo będziemy szukali przebiśniegów :)))

Parapety powoli zastawiam sadzonkami :D

I pokusiłam się dziś o nową gazetkę :)


Zostały tylko 2 dni lutego!!!
A potem już będzie tylko lepiej!

Pozdrowienia :)

wtorek, 26 lutego 2013

niby nic..

Zaczynam dziś od sałatki ;)

Niby takie nic.

kapusta czerwona poszatkowana
rodzynki
orzechy włoskie
odrobina oliwy z oliwek
słodzidło - dałam syrop z agawy

Wymieszane dokładnie wstawiamy do lodówki, by kapustka zmiękła :)

Wiecie jakie to jest dobre???
Zaglądaliście może do STULI? Jeśli nie, musicie, koniecznie! To właśnie od niej tej przepis :)
Tam zawsze znajdziecie coś dobrego do schrupania - oczywiście zdrowego ;) a optymizm jakim emanuje ta kobieta.... udzieli się każdemu. Uwierzcie :) A propos.. Stula, powinnaś założyć 3 bloga :) jeden ten mega optymistyczny, drugi z wyprzedażą domowych "gratów" a trzeci kulinarny! Przemyśl :)))

Śnieg nadal leży, ale fajnie, powoli znika. W dzień plusowa temperatura a w nocy przymrozek. Zima małymi kroczkami odchodzi.... kupiłam dziś wreszcie część nasion :) lada dzień, wysieję, może jutro?








Dzieci łapią każdą chwilę, kiedy mogą być razem. Rozmawialiśmy wczoraj przez skypa z rodzicami chłopców. Ale było wesoło :) dzieciaki śpiewały piosenki a mama z tatą rysowali serduszka i słali buziaki :)) włączyliśmy translator i chłopcy próbowali w języku obcym rozmawiać, rodzice byli zachwyceni... nawet chyba lekko wzruszeni...

Dni nam uciekają. Wierzę, że będzie im tam dobrze. Nie wiem co pisać, ściska mnie w żołądku..
Nie zawsze było nam kolorowo. Oj ciężkie chwile dopadały nas tak często.
Dzieciaki przyszły z takim bagażem doświadczeń. Tyle trzeba było włożyć pracy, by pokazać im, że można żyć inaczej. A wiecie jak trudno przekonać kogoś, kto żył przez całe swoje życie w innym świecie? Często z pustym brzuchem. W strachu, który tak paraliżował, że lepiej było nic nie mówić, zamykać się w sobie i uciekać gdzieś tam daleko...... taki był Starszy. Gdy wyczuwał zagrożenie od razu odpływał.. i mogłaś mówić, prosić, by się odezwał, nic nie pomagało. W końcu mu przeszło... po roku chyba, już nie pamiętam.. zobaczył, że nikt w takich momentach nie robi mu nic złego i udało się, zaczął odpowiadać. Jako 4 letnie dziecko mówił dwa słowa. "Cić" - pić i "jujek" - wujek. Siedziałam z nimi przez rok w domu i uczyłam. Układać puzzle, uczyłam mówić, uczyłam je gryźć, bo nie umiały. Jak miały umieć, skoro w domu jadły tylko kaszę z butli? Gdy zabrałam je pierwszy raz do miasta to był szok! Młody szedł wystraszony i wzdrygał się jak zobaczył autobus - bo przecież taki duży! Ale jak miał się nie bać, skoro nigdy nie widział? Tak samo było z radiem. Stał zdziwiony w kuchni i zastanawiał się kto to mówi.. nie wiedziały co to pomidor, arbuz (zaczynały jeść od zielonego i nie smakowało), bawiły się tylko w policję, jak to wpada do mieszkania... a teraz? Teraz gada jak najęty, nie odbiega od rówieśników intelektem, taki zwyczajny chłopak.

Nie patrzcie na rodziny zastępcze z pryzmatu dorobkowiczów.
"Robią to dla kasy".
Skoro to nic trudnego, to wystarczy zakasać rękawy i działać! Tyle dzieci czeka.... a ile jeszcze żyje w tych brudnych, śmierdzących pijackich domach... i czekają na lepsze życie...

Jestem dumna, że udało im się tyle osiągnąć. Wystarczy normalny dom i widać efekty (choć nie ze wszystkimi dziećmi się udaje, niestety). Tylko trzeba ciężkiej pracy, bo to nie jest przysłowiowa "bułka z masłem". Z zewnątrz to niby takie dzieciaki jak nasze, ale niestety nie. Potrzeba tutaj "grubej" skóry, mega cierpliwości, wyrozumiałości, miłości..

dzięki, że zaglądacie, że wyrażacie swoje zdanie..
ściskam Was :)
Kama.

poniedziałek, 25 lutego 2013

chlebek pyszny mój!

Piekę regularnie, bo taki bochen chleba jest o niebo lepszy od tego kupnego, choćby najdroższego :)
Zakwas codziennie dokarmiam a chlebek jest taki smaczny.... pychota :)
Ten oto jest trochę inny niż poprzedni, dodałam otręby owsiane. Wg mnie smaczniejszy, mięciutki a pachnie....

Składniki:
2 szklanki zakwasu żytniego razowego
2 szklanki mąki żytniej razowej
1 szklanka otrąb owsianych
1,5 szklanki ciepłej wody
1 łyżeczka soli
pestki dyni, słonecznika, siemienia lnianego - na tzw. oko ;)

Zakwas mieszamy z solą, mąką i dobrze mieszamy. Dodajemy otręby, wodę i znowu dobrze mieszamy. Na koniec dynię, słonecznik, siemię lniane - co lubicie :)

Wykładamy do blachy wyłożonej papierem do pieczenia. Używam małej keksówki.
Ciasto nacinamy nożem po całej długości i delikatnie smarujemy wrzątkiem. Dzięki tego skórka będzie chrupiąca i nie popęka. Ten zabieg powtarzamy tuż przed pieczeniem.

Takie ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce najlepiej na całą noc. Urośnie. Chociaż u mnie nie podwaja nigdy swojej objętości podczas wyrastania nocnego. Rano pieczemy chlebek przez ok 70minut w temperaturze 180stopni :)
Gdy się upiecze, wykładamy go na metalową kratkę by odparował. Nie kroimy na ciepło! Niech wystygnie porządnie :)

Siedzimy sobie jeszcze w piżamach. Same dziewczyny ;) Kinia ma do szkoły dopiero na 11.45 - RAJ :)))
Chłopaki wstali rano i pojechali 7.30 a my żegnamy ich w piżamkach ;)
Druga zmiana w szkole to jest jednak to! Młoda odpoczywa, może spokojnie pobawić się z Feluśkiem :) a Feluuuuuu jest coraz bardziej rozbrykany :) najchętniej siedzi pod składzikiem z drewnem przy kominku lub z nami na kanapie :)

Kilka dni temu Peira nam uciekła. Nie było jej prawie 3 dni! Już mieliśmy wyklejać ogłoszenia.. aż tu przyjeżdża pan traktorem i powiada, że nasza suczka siedzi u niego w gospodarstwie i ani myśli wracać! Przebiegła na drugą stronę jeziora! Dobrze, że nie wpadła w przerębel! A dzieci już przeżywały, że coś jej się stało.. z resztą nie tylko one. My wszyscy. Nie dość, że chłopcy odchodzą to jeszcze psa wcięło... nie wiem co to by było..

Dziś w planach:
-herbatka z Agą w Imbryczku ;) tyle mam jej do opowiedzenia!
-wizyta w sklepie ogrodniczym, czas zakupić ziemię do wysiewu pomidorów, selerów, porów no i kwiatów :)
już nie mogę doczekać się tego widoku!

a potem....

a Kinia dziś rano pyta: mamo, kiedy będziemy leżały na gorącym tarasie?
 nie tylko Kinia lubi się tu wylegiwać ;)

Dobrego tygodnia Wam życzę!
Dzięki za odwiedziny :)
Kama.

 

sobota, 23 lutego 2013

..bo każdy chce mieć mamę i tatę..

Odwiedzili nas goście na których czekaliśmy z wielkim niepokojem.
Wszyscy.
Okazało się, że to przesympatyczni i przemili ludzie, którzy... pragną zostać rodzicami.
I na nic tutaj pytania: jak oni się dogadają?
Uwierzcie.
Gdybym nie zobaczyła to bym nie uwierzyła.
Wspaniałą osobą okazał się pan z agencji adopcyjnej. Znał odpowiedź na każde z moich pytań.
Niektóre dzieci, potrafią w miesiąc po wyjeździe z kraju zapomnieć języka polskiego.
Taka jest to dla nich duża zmiana. Wypierają na maksa poprzednie życie.. jest to dla nich taki szok - nowa rodzina, nowy dom, tutaj jeszcze nowy język, kraj, klimat. Czasem wracają do poprzedniego życia po kilku miesiącach (dzwonią) czasem po roku a czasem wcale.... i to właśnie może nas spotkać. Mam się nastawiać. Mam się nie martwić, tak to już jest, to nie jest moja wina, to nie znaczy, że się nie zżyły..... nie. Po prostu tak jest. A język? Łapią raz dwa.
I dobrze! Bardzo się cieszę... bardzo. Dobrze, że dzieci mówią do nas "ciociu" i "wujku" - teraz będzie im łatwiej, bo nie zostawią tutaj mamy, tylko na zawsze zostanę dla nich tą ciocią z Polski. A mama będzie jedna.. bo o biologicznej już zapomnieli. Jak powiedziałam im, że przyjadą do nich rodzice... to starszy powiedział: powiedz, że nie oddasz mnie do mojej mamy!
Nie oddam.

Gdy w salonie pojawili się rodzice.. chłopcy zwyczajnie wzięli sprawy w swoje ręce i po godzinie "kupili" swoich rodziców.
Oni nie musieli za dużo mówić. To pragnienie posiadania mamy i taty jest tak silne, że wszystko inne jest nie ważne.
Tak samo ze strony rodziców - identycznie.
Spędzili razem dwa dni. Cudowne dni i już wiemy, że zaraz po Wielkiej Nocy chłopcy wyjadą.
Oni przyzwyczajają się do tej myśli i my również.
Powiem Wam, że nie wiem jak to się dzieje, ale dzieci, które są adoptowane są bardzo podobne do swoich rodziców :) tak samo jest z naszymi dzieciakami! Komu nie pokazałam ich wspólnych zdjęć, każdy mówi, że wyglądają na sympatycznych ludzi i że są podobni do chłopców :)

Gdy słyszałam jak chłopcy wołają do nich MAMO i TATO... to tak dziwnie się czułam... ale żebyście zobaczyli miny tej pary... takie szczęście w oczach.. 5 lat się starali o adopcję. Udało się :) Tak mi dziękowali... nie ma za co.

Jak to jest, że osoby, które starają się o dziecko, żyją uczciwie, nie mogą mieć dzieci..... a tacy ludzie jak rodzice biologiczni moich dzieci, taka "matka" potrafi rodzić dzieci rok w rok???
Tylko kto powiedział, że świat jest sprawiedliwy...?

Oby były szczęśliwe! Trzymajcie kciuki!

Kocham to zdjęcie..


Na tym polega nasza rola. Opiekujemy się dziećmi to pewnego czasu a jedyną szansą dla dzieci jest właśnie adopcja, bo powrót do domu rodzinnego kończy się przeważnie jednym. Dzieci podzielają los swoich rodziców biologicznych.
Okrutny ten świat...

Moja Zośka Samośka dziś przeszła samą siebie :)
odkurzyła cały dół, sprzątnęła klatkę Felusia, upiekła babeczkę, zmywała naczynia, wypakowała pięknie naczynia ze zmywarki i rozwiesiła pranie :) a jaka była dumna!
Ja również :***


Serdecznie witam nowych Obserwatorów :) Bardzo mi miło Was gościć :)
Dziękuję Wam za wszystkie dobre słowa...
Kama.

środa, 20 lutego 2013

troszkę lata tej zimy :)

Sypie i sypie, biało dookoła, zawiewa z pół na drogi, ciężko się jeździ autem, ale i tak ta zima jakaś taka ładna :)
Bez wielkiego mrozu, śniegu tak w sam raz, fajnie :)

A dziś zapachniało latem w mojej kuchni :)
Maliny... mniam!

Z tego przepisu tylko zamiast porzeczek dałam właśnie malinki (mrożone).

Pychotaaaaaaa :)

komu kawałeczek? ;)
 
 Dziś ekipa przycięła nasze lipy.
Musieliśmy, gdyż rosły zbyt blisko domu i każda wichura przyprawiała nas o zawał serca...
Szkoda, no ale cóż...
Takie były wielkie!


a teraz..
 dzięki za odwiedziny!
Kama.


poniedziałek, 18 lutego 2013

STRUCLA DROŻDŻOWA na deser a ogólnie to...

Najpierw strucla. Łał rewelka, jak się bałam drożdżowego ciasta (nie wyrośnie, nie uda się) tak oto jakoś się udaje :) a ta strucla najlepsza na ciepło z kubasem mleka :)
Przepis znalazłam tutaj Moje wypieki jak zwykle wyszło smakowicie :)

Składniki:
2 jaja
20g drożdży
1 szklanka mleka
4,5 szklanki mąki pszennej
pół łyżeczki soli
100 g miękkiego masła
3/4 szklanki cukru
słoik ulubionych powideł, u nas śliwkowe

Drożdże rozpuszczamy w niewielkiej ilości ciepłego mleka, dodajemy łyżkę cukru, odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Mąkę przesiewamy, dodajemy sól, robimy dołek.
Jaja roztrzepujemy z cukrem, masło rozpuszczamy.
Do mąki dodajemy jaja, resztę mleka, masło, drożdże i wyrabiamy ciacho. Pamiętajmy, że drożdżowe lubi jak długo się je miącha ;) minimum 15 minut :)
Odstawiamy na minimum 2 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Gdy już wyrośnie, chwilkę ciasto jeszcze wyrabiamy, dzielimy na 2 części. Wałkujemy na placki o grubości ok 4mm, smarujemy powidłami, zwijamy w rulon. Układamy na blaszce (wyłożonej papierem do pieczenia) na brzegach blachy, tak by się nie dotykały. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia.

Na koniec, całą struclę przecinamy wzdłuż ostrym nożem, aż do samego papieru. Smarujemy mlekiem i obsypujemy kruszonką. Do pieca na 40minut i gotowe :)

Kruszonka:
100g masła
20łyżek mąki, dałam krupczatkę
7 łyżek cukru
wszystko razem łączymy, rękoma robimy maluśkie kuleczki. Pychotka :)))
Z takiej porcji wychodzą dwie duże strucle :)
Weekend ODJAZDOWY :)


A Feluś..

Zimowo u nas... dzieciaki korzystają ze śniegu, już pięknie na nartach śmigają :)
Adopcyjnie.. czekamy na czwartek. Rozmowa z dziećmi była.. co pierwsze łzy i tyle pytań..... ale już wczoraj ciekawość jak to będzie, kto przyjedzie.... myślę, że damy radę.. co pierwsze to JA muszę to przegryźć.... bo widzę, że ja najbardziej przeżywam...

Dobrego tygodnia Wam życzę!
Pozdrowienia ;)
Kama :)

czwartek, 14 lutego 2013

czekam

Dziś nie o Walentynkach... chociaż kwiaty w wazonie i chłodny szampan na stole.. kochajmy każdego dnia tak szczególnie jak dziś! Walenty powinien mieszkać w nas na co dzień .

Poza tym, czekamy na gości...
na potencjalnych rodziców dla chłopaków.
Za tydzień mają być.
A ja znowu myślę....
Wiem, że to dla ich dobra, że to TAK PRZECIEŻ MA WYGLĄDAĆ, po to jesteśmy... po to u nas zamieszkali... bo to dla nich dobry start, dobra przyszłość, dom na dobre i złe.
Wiem.
Czekamy więc.

Byłam dziś u lekarza, bo od jakiegoś czasu boli mnie głowa.. poprosiłam przy okazji o skierowanie na wyniki, podstawa, cukier, cholesterol. Usłyszałam, że cholesterol bada się po 40-stce! Heh trochę mi brakuje jeszcze ;) ale jakoś wyrwałam ;) ba! nawet skierowanie do neurologa otrzymałam! Cud! Nie pamiętam kiedy byłam u lekarza! Co miesiąc płacę haracz na NFZ i co? Nadal to samo. Trzeba żebrać o minimum. POLSKA.

Mam nadzieję, że u Was lepiej ze zdrówkiem. Ja mam nadzieję podleczyć się odrobinkę w ten weekend ;) wyjeżdżamy w odlotowym składzie na krótki relaks... fajnie, nie mogę się doczekać!

A Feluś nasz? Uroczy! Szczerze polecam Wam takiego przyjaciela do domu :) Słodziak! Musi dużo biegać, klatka to praktycznie tylko do spania i do przebywania podczas nieobecności lokatorów (wtedy to szał i zwierz może z lekka przyszaleć;) ale tak, to spoko, nie śmierdzi, nie hałasuje - słodziak :))) mój trochę podgryza kwiaty, ale.... jest taki słodki, że wybaczam mu ;)


Trzymajcie się ;)
Kama.

czwartek, 7 lutego 2013

ach ten Tłusty Czwartek!

Wszyscy czekaliśmy na ten dzień, prawda? :)))


I co z tego, że tłusto?
Ważne, że smaczne i że nie objadamy się tak codziennie, prawda?
A jednego pączucha na szczęście należy zjeść - musowo!

Smacznego!



 A jutro wracamy do rzeczywistości...

dzięki za odwiedziny, komentarze,
buziaki,
Kama :)

środa, 6 lutego 2013

CIECIORKA z makaronem, próbowaliście?

Strasznie długo zabierałam się za to danie ;) znalazłam je w książce "Rewolucja na talerzu" A. Ziemnickiej & O. Kwiecińskiej-Kaplińskiej :)

Makaron z ciecierzycą.
Pyszny, syty, zdrowy i bardzo szybki w wykonaniu!

Składniki:
  • 200 g makaronu razowego (dałam 5 zbóż Lubella)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 cebulka
  • 1 papryka
  • puszka cieciorki
  • puszka pomidorków
  • chilli, pieprz, sól, majeranek, tymianek
  • 1 łyżka oleju 
Makaron gotujemy wg przepisu.
Cebulkę kroimy w piórka, paprykę w kostkę, czosnek również w kosteczkę, podsmażamy na oleju (robiłam wszystko w woku, wtedy wszystkie warzywka równomiernie się smażą. Smażymy ciągle mieszając aż zmiękną. Dodajemy cieciorkę (bez zalewy), chwilę smażymy. Następnie wrzucamy pomidory, sól, pieprz, tymianek, majeranek. Dusimy wszystko ok 20 minut. Na koniec łączymy z makaronem i gotowe :)

 A cieciorka:
  • działa przeciwbólowo (łagodzi bóle głowy oraz gardła)
  • wspomaga trawienie (w tym celu przydatny jest napar z liści ciecierzycy)
  • leczy zwichnięcia (okłady z liści ciecierzycy)
  • podnosi odporność organizmu (eliminacja niedoborów witamin i minerałów)
  • pozytywnie wpływa na stan skóry i włosów (ze względu na dużą zawartość cynku oraz witaminy B6)
  • pomaga w obniżeniu cholesterolu we krwi (ze względu na dużą zawartość tłuszczy nienasyconych)
  • pomaga w leczeniu wrażliwości na insulinę i cukrzycę (ze względu na dużą zawartość błonnika)


100 gramów produktu zawiera
164 kalorie, 
2,6 g tłuszczu (0,27 g tłuszczy nasyconych), 
7,6 gramów błonnika,
8,9 gramów białka.

Dla mnie rewelka :)))

Poza tym... wdrażamy się w nowy system, gdyż Kinia zaczęła II zmianę w szkole, nie jest źle, ale musimy załapać nowy rytm ;) Młodej się podoba, ma więcej czasu rano, nie musi gonić, może pobawić się z Felkiem ;)  Feluś fajowo się zaklimatyzował, śmiga po salonie, skacze, jest słodziutki :)))

Pani z przedszkola Kondzia wspomniała, czy czasem nie chcemy by poszedł do szkoły już od września, jako 6 latek. Jakoś wolimy, by szedł swoim rytmem, wydaje mi się, że emocjonalnie nie jest gotowy. Nie chcę, by potem ślęczał nad lekcjami, niech sobie korzysta z przedszkolnych zabaw, bo jak zacznie się szkoła to już koniec.. już obowiązki i te beztroskie lata nie wrócą..

Dostaliśmy propozycję przyjęcia do rodziny kolejnych dzieci. Pięcioro. Odmówiliśmy. Dziewięcioro dzieci.... za dużo.. teraz kolejna propozycja: troje. Nie sztuka przyjąć dzieci. Sztuką jest potem funkcjonować jak normalna rodzina. Na dziś jestem na nie. Niestety. Może na emeryturze?

Na koniec dowcip ;) dziś zaliczyłam kawkę z Agusią i rozbawiła mnie do łez:

Żona do męża:
-wiesz, ze względu na kryzys będziesz mi teraz płacił za sex. 30zł za brykanie na podłodze, 100zł na łóżku.
Mąż wraca z pracy, kładzie 100zł na stole i mówi:
- 3 razy na podłodze i poproszę 10zł reszty.

:)))))

Serdecznie Was wszystkich pozdrawiam, dziękuję za odwiedziny, za miłe słówka..
Kama.

piątek, 1 lutego 2013

gdzie ten bociek...

I mamy luty.
Śniegu ani grama, tylko błoto, kałuże, deszcz i wiatr.
Każdy marzy o wiośnie.. my też..
Koniec ferii, od poniedziałku wracamy do normalnego rytmu. Dobrze, że dni coraz dłuższe i to poranne wstawanie już nie jest takie ciężkie.
A w tym miesiącu, wybieramy się świetną ekipą na świętowanie walentynek do naszego ulubionego hoteliku ;) tam gdzie byliśmy poprzednio ;) oj będzie wesoło ;) znowu kąpiel w baniach, kręgle i tańce ;)
Jeszcze 2 tygodnie, ale zleci raz dwa ;)

Oj kiedy mój bociek przyleci... kiedy..
życzę Wam spokojnego weekendu i serdecznie witam nowych obserwatorów ;)
Kama.